Podobno Discovery może odtworzyć przebieg smoleńskiej katastrofy, potrzeba tylko 900 tys zielonych papierków. To i tak mniej, niż podobno kosztowało zrobienie symulacji w amerykańskich superkomupterach przez speca, co pracował ponoć w NASA.
Można zrobić dużo tańszy i dużo prostszy eksperyment. Istota sporu to skrzydło, które według amerykańskiego superkomputera co to ma 16 procesorów po kilka rdzeni każdy nie mogło się oderwać przy zderzeniu z brzozą. Nie trzeba wcale niszczyć całego samolotu, montować w nim maszynerii do zdalnego sterowania i precyzyjnie atakować skrzydłem samolotu-samobójcy wolnostojącej brzózki.
Wystarczy kilkaset metrów prostych torów, odpowiedniej wielkości brzoza, wagon i skrzydło Tupolewa. Brzozę trzeba przymocować sztywno na wagonie w takiej pozycji, w jakiej wyrosła.
Skrzydło przymocować poziomo nad torami, w takiej pozycji, aby zetknęło się z brzozą jadącą na wagonie w miejscu i na wysokości, w jakiej nastąpiło to podczas zderzenia. Skrzydło ustawić pod takim kątem, pod jakim było by ono ustawione w sytuacji, kiedy samolot wznosi się do góry. Można by jeszcze zasymulować działanie sił aerodynamicznych na skrzydło wywierając odpowiedni nacisk na jego końcówkę. Można to w prosty sposób osiągnąć przy pomocy jakiegoś lewarka lub linki odciągowej, przyczepionej do końcówki skrzydła.
Następnie wagonik rozpędzić do prędkości 280km/h i zobaczyć co się stanie, kiedy brzoza spotka się ze skrzydłem. Wydaje mi się, że uzyskanie takiej prędkości na torze moze być w naszych warunkach największym problemem, ale to z pewnością problem, który da się rozwiązać.
Na pewno walnie i na pewno coś się urwie. Pytanie co. Stawiam na to, że rzeczywistość nie potwierdzi zasad fizyki, jakie obowiązują w amerykańskich kreskówkach.